Koniec Auschwitz. Rozmowa z prof. Witoldem Stankowskim | wywiad - Instytut Pileckiego

Koniec Auschwitz. Rozmowa z prof. Witoldem Stankowskim | wywiad

Jak wyglądało wyzwolenie Auschwitz? Czy funkcjonariusze obozu się go spodziewali? W jakim stanie byli ocaleni więźniowie? O dniu wyzwolenia i miesiącach go poprzedzających rozmawiamy z prof. Witoldem Stankowskim.

W tym roku, 27 stycznia, obchodzimy 75. rocznicę wyzwolenia Auschwitz-Birkenau, niemieckiego nazistowskiego obozu zagłady. Proszę wyjaśnić w kilku zdaniach, czym było Auschwitz?

Do dzisiaj historycy zastanawiają się, jak precyzyjnie nazwać to miejsce. Używa się różnych  określeń: obóz zagłady, obóz koncentracyjny, obóz pracy. Mając na uwadze skalę popełnionej zbrodni, moim zdaniem należy użyć słów wielkich, które jednocześnie oddają grozę tego miejsca. Nazwałbym KL Auschwitz-Birkenau bezwzględną machiną, fabryką śmierci II wojny światowej. Na podstawie dostępnych informacji wiemy, że wymordowano tam z premedytacją, w sposób zaplanowany, ok. 1,1 mln osób. Byli to głównie Żydzi, ale też przedstawiciele większości krajów europejskich – blisko 30 narodowości, w tym oczywiście Polacy. Skala zbrodni popełnionej w Auschwitz jest przerażająca, a należy pamiętać, że 1,1 mln to są osoby uwzględnione w oficjalnych statystykach prowadzonych w obozie. Wiemy jednak, że rzeczywistych ofiar było więcej, ponieważ niektórych więźniów trafiających bezpośrednio z transportów do komór gazowych nie ewidencjonowano.

A czy fakt, że od wschodu zbliżał się front i tym samym szansa na wyzwolenie więźniów Auschwitz, w jakiś sposób wpłynął na funkcjonowanie obozu?

Do samego końca Auschwitz realizowało zbrodniczy plan, a załoga SS sumiennie wykonywała swoje obowiązki. Nie było chaosu czy paniki związanej z tym, że zbliża się Armia Czerwona. Docierały informacje, że front jest coraz bliżej, i tym samym były oznaki, że coś pęka w tej machinie niemieckiej, ale masowe mordowanie ludzi nie ustawało. Owszem, wdrażano plan ewakuacji, ale jednocześnie kontynuowano ludobójczą politykę. Od maja do sierpnia 1944 r. zamordowano w sposób zorganizowany 400 tys. Żydów węgierskich. To był ostatni rozdział Zagłady europejskich Żydów. Komory gazowe funkcjonowały jeszcze do 28 listopada, ale już nie na masową skalę. Najdłużej działało krematorium nr V, które służyło do palenia zwłok zamordowanych w Birkenau. Wysadził je oddział esesmanów na dzień przed wyzwoleniem obozu, tj. 26 stycznia 1945 r. Ale wcześniej, również zgodnie z planem, podjęto próbę likwidacji i ewakuacji obozu.

Na czym polegał ten plan?

Niemcy brali pod uwagę, że front wschodni w końcu dotrze do Auschwitz, i dlatego chcieli zatrzeć ślady zbrodni. Już mniej więcej w połowie 1944 r. podjęto działania w tym kierunku. Rozkaz Reichsführera SS Heinricha Himmlera nakazywał rozebranie i wysadzenie budynków krematoryjnych. Zanim wysadzono krematoria, demontowano w nich piece i urządzenia techniczne. Wywożono akta, ewidencję obozową, statystyki. Dowódca policji i służby bezpieczeństwa w Generalnym Gubernatorstwie, Wilhelm Koppe, wydał 20 lipca 1944 r. rozporządzenie w sprawie ewakuacji oraz likwidacji więzień i obozów. Płynące z tego dokumentu polecenie zagłady więźniów można odnieść do całości polityki okupanta na ziemiach polskich. Czytamy w nim: „[…] w przypadku nieoczekiwanego rozwoju sytuacji, uniemożliwiającego odtransportowanie więźniów, nakazuje się ich likwidację, przy czym ciała rozstrzelanych, w miarę możliwości, muszą być usunięte (spalenie, wysadzenie w powietrze budynków). Za wszelką cenę należy zapobiec sytuacji, że więźniowie czy też Żydzi mogliby zostać wyzwoleni lub wpaść w ręce wroga, obojętnie, czy będzie to ruch oporu, czy też Armia Czerwona […]”. Zgodnie z tym rozporządzeniem w ręce wroga nie mógł dostać się żaden więzień. Niemcy stosowali taktykę spalonej ziemi. Celem było niepozostawianie po sobie żadnych śladów.

Na ile ten pomysł był realistyczny?

Plan likwidacji i ewakuacji dotyczył wielkiego kompleksu (KL Auschwitz, KL II Auschwitz-Birkenau, KL III Auschwitz-Monowitz). Ludzi gazowano i palono, a popiół rozsypywano na obszarze o powierzchni 191 ha. Trudno sobie wyobrazić, jak można by zatrzeć ślady tak wielkiej zbrodni. Jednocześnie trzeba pamiętać, że przewożenie więźniów do innych obozów zaczęło się już w sierpniu 1944 r. Do początku stycznia 1945 r. wywieziono z Auschwitz ok. 65 tys. osób. Dopiero 12 stycznia, kiedy ruszyła ofensywa, pojawiła się konieczność intensywnej ewakuacji. Od 17 do 21 stycznia 1945 r. ewakuowano z KL Auschwitz i podobozów ok. 56 tys. więźniów.

Sądząc po przebiegu ewakuacji, trudno ją w ogóle nazwać w ten sposób.

Zgodnie z rozkazem dowódców SS odbywały się marsze w kolumnach. W każdej z nich było  po kilkaset osób. Więźniowie szli na zachód przez Górny i Dolny Śląsk. Piesze kolumny pędzono do Wodzisławia i Gliwic. Stamtąd więźniów wywożono koleją dalej na zachód. Najdłuższa droga kolumny ewakuacyjnej więźniów wiodła z podobozu w Jaworznie do KL Gross-Rosen i liczyła 250 km. W kolumnach szli chorzy, dzieci. Ocenia się, że podczas ewakuacji zginęło od 9 do 15 tys. osób. Dzisiaj te marsze nazywamy „marszami śmierci”. Zatrważający jest fakt, że były one bezwzględnie realizowane. Kto nie mógł dotrzymać kroku, miał być rozstrzelany. Oczywiście można powiedzieć, że gdyby ewakuacja została przeprowadzona wcześniej, byłaby w pewnym sensie łatwiejsza, bo przeprowadzenie jej w styczniu sprawiło, że ludzie opuszczali Auschwitz w strasznych warunkach. Byli chorzy, wycieńczeni, a do tego zmuszeni do maszerowania dziesiątki kilometrów w śniegu i na mrozie.

Dlaczego nie ewakuowano wszystkich więźniów jeszcze w sierpniu, zaraz po ogłoszeniu rozporządzenia Wilhelma Koppego?

Totalitaryzm niemiecki charakteryzował się precyzją. Chodziło o to, żeby jak najdłużej utrzymać machinę zbrodni, a jednocześnie wspierać przemysł. W podobozach trwała produkcja, np. w zakładach chemicznych wytwarzano kauczuk syntetyczny i paliwa na potrzeby wojny. Więźniowie byli wykorzystywani do określonych prac i uważano, że do końca trzeba pracować i wykonywać te obowiązki.

Co bezpośrednio wpłynęło na decyzję o jak najszybszej ewakuacji?

Armia Czerwona była kilkadziesiąt kilometrów od Oświęcimia, na terenie którego znajdował się KL Auschwitz. Słychać było odgłosy nacierającego frontu. Z relacji więźniów wiemy, że była to dla nich straszna chwila, moment wielkiej niepewności. Z jednej strony wyczekiwano ewakuacji, której przetrwania nikt nie był pewien. Z drugiej – spodziewano się, że w ostatniej chwili Niemcy będą mordować tych, którzy zostali. I w końcu, tliła się jeszcze nadzieja, że Niemcy po prostu zostawią więźniów.

Czy w ostatecznym rozrachunku plan ewakuacji i likwidacji się powiódł?

Z jednej strony Niemcy zdążyli wyprowadzić z obozu ponad 90% więźniów, z których wielu zginęło, a inni musieli czekać na wyzwolenie w innych obozach, czasem przez wiele miesięcy. Z drugiej – nie udało się zatrzeć wszystkich śladów zbrodni. Kiedy żołnierze sowieccy dotarli do Auschwitz, zastali na terenie obozu przeszło milion sztuk różnej odzieży – dziecięcej, żeńskiej, męskiej, 43,5 tys. par obuwia, 14 tys. dywanów. W obozie macierzystym i Birkenau natknęli się na ok. 600 zwłok więźniów zastrzelonych przez SS podczas wycofywania się z obozu oraz zmarłych z wycieńczenia. Oprócz tego byli ci, którzy przeżyli i zostali faktycznie wyzwoleni – 7 tys. osób.

Jak przebiegała akcja wyzwolenia?

Obóz macierzysty i obóz Birkenau zostały wyzwolone przez żołnierzy 60. Armii I Frontu Ukraińskiego 27 stycznia 1945 r. ok. godziny 15.00. Jednostki frontowe pojawiły się we wschodniej części Oświęcimia, na terenie obozu w Monowicach, przed południem, jednak przy obozie macierzystym natrafiły na opór wycofujących się jednostek niemieckich. Obóz wyzwolono później, po uprzednim przeprowadzeniu zwiadu.

Według relacji świadków, kiedy żołnierze przekroczyli bramę Auschwitz, panowała zupełna cisza. Dlaczego?

Przede wszystkim należy pamiętać, że wyzwolenia w obozach macierzystym, Birkenau i Monowicach doczekało jedynie wspomniane 7 tys. osób, przedstawiciele 20 narodowości, w tym Żydzi. Wśród oswobodzonych więźniów znajdowało się kilkaset dzieci, w większości żydowskich, które przeżyły eksperymenty pseudomedyczne prowadzone przez lekarza Josefa Mengele. To byli ci najsłabsi, dzieci i chorzy niezdolni do tego, żeby o własnych siłach opuścić obóz i maszerować kilkadziesiąt kilometrów. Druga przyczyna tej ciszy może wynikać z lęku. Ludzie traktowali żołnierzy radzieckich jak wyzwolicieli, ale jednocześnie bali się tego, co nastąpi. Wystarczy wspomnieć, że tuż po wyzwoleniu więźniowie nie chcieli się myć w łaźni, gdyż wywoływało to u nich strach, że to selekcja na zagładę w komorach gazowych. Pielęgniarki nie mogły wykonać zastrzyków. Osoby chore wzbraniały się przed zastrzykami domięśniowymi, dożylnymi, przywołując w pamięci uśmiercanie wycieńczonych więźniów zastrzykami fenolu. Chorzy więźniowie nie wierzyli, że znaleźli się już w innej rzeczywistości.

W jakim stanie byli więźniowie, którzy ocaleli?

Żołnierze sowieccy byli przerażeni tym, co zastali. Zobaczyli szkielety ludzkie. Dorośli, którzy przeżyli, ważyli 30–35 kg. Jedna z więźniarek, dwudziestoletnia kobieta, ważyła 25 kg przy wzroście 160 cm. Około 4,5 tys. osób wymagało natychmiastowej opieki lekarskiej. Starano się udzielić pomocy w dwóch szpitalach wojskowych zorganizowanych na terenie obozu. Do pomocy więźniom  zgłaszali się mieszkańcy Oświęcimia i okolicy. Przybywali także ochotnicy z innych części Polski, członkowie Polskiego Czerwonego Krzyża. W Oświęcimiu i Brzeszczach utworzono samorzutnie małe szpitale, w których umieszczano chorych więźniów. Chorymi opiekowały się siostry zakonne serafitki. Ciężko chorych przewieziono do szpitala w Krakowie. Hospitalizowani więźniowie cierpieli na biegunkę głodową, która powodowała różne powikłania. Chorowano także na gruźlicę. Pacjentów stopniowo przyzwyczajano do normalnego jedzenia. Dawkowano im zupę z przecieranych ziemniaków – trzy razy dziennie po łyżce, a później, po pewnym czasie, po kilka łyżek. Więźniowie przyzwyczajeni do konieczności walki o przetrwanie pod siennikami, łóżkami ukrywali chleb.

Jakie znaczenie miało wyzwolenie Auschwitz?

Na ten aspekt można spojrzeć z różnych perspektyw. Jeśli chodzi o Niemców, esesmani wycofali się z Auschwitz i po wyzwoleniu dalej wykonywali swoje zadania, dlatego utraty obozu nie traktowali jak porażki. Holokaust zasadniczo dokonał się już wcześniej, a mordowanie i eksploatacja ewakuowanych więźniów trwała dalej, tylko w innych obozach. Armia Czerwona parła na zachód i narzucała władzę sowiecką, ale strategicznie Oświęcim i obozy nie były miejscami oznaczonymi jako Festung, czyli twierdza, które stanowiłyby znaczące zdobycze wojenne (jak na przykład Wrocław czy Gdańsk). Jednak dla więźniów, tych 7 tys. osób, wyzwolenie oznaczało wolność.


prof. zw. dr hab. Witold Stankowski

Prof. zw. dr hab. Witold Stankowski – zatrudniony w Ośrodku Badań nad Totalitaryzmami Instytutu Pileckiego; zajmuje się historią najnowszą, w szczególności II wojną światową, autor m.in. biografii Szymona Wiesenthala, łowcy zbrodniarzy niemieckich.

Zobacz także