Polscy bohaterowie, którzy ocalili moją matkę | artykuł - Instytut Pileckiego

Polscy bohaterowie, którzy ocalili moją matkę | artykuł

"Siedemdziesiąt pięć lat po opuszczeniu przez jego matkę obozu Bergen-Belsen, Daniel Finkelstein dowiedział się, że od śmierci uratowała ją odwaga polskich dyplomatów". Tekst jest przekładem artykułu, który ukazał się na stronie "The Jewish Chronicle".

Tydzień, w którym obchodzimy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu zawsze był dla mnie przejmujący. Na dzień upamiętnienia wybrano datę wyzwolenia obozu w Auschwitz, ale w tym samym tygodniu przypada również rocznica opuszczenia Bergen-Belsen przez moją mamę, a więc i rocznica śmierci mojej babci. W tym samym tygodniu, ale trzy lata temu, zmarła także moja mama.

Wkraczając do Belsen, Brytyjczycy ujrzeli potworne sceny. Stosy martwych ciał, tysiące chorych i umierających ludzi. Utrzymujący się tam odór zgnilizny i rozkładu był nie do opisania. Dostałem wiele listów od osób, których krewni wzięli udział w wyzwalaniu obozu. Wiele z nich pisało, że ich ojcowie, wujkowie czy inni członkowie rodziny nigdy nie opowiadali o tym doświadczeniu – czasem tylko można było zobaczyć, jak płaczą, nawet kilkadziesiąt lat później.

Odpowiadam na każdy taki list, dziękując w imieniu mojej rodziny za to, co zrobili ich krewni, i za ciężar, który muszą przez to nosić ich rodziny.

Kiedy likwidowano obóz w Belsen, mojej matki już tam nie było. Obóz zaczął podupadać latem 1944 roku. Brakowało wyposażenia dla tysięcy nowych więźniów, napływających z innych obozów, kiedy Niemcy wycofywali się, próbując zatrzeć ślady swoich zbrodni. Nie było wody, brakowało jedzenia (nie przyznawano już nawet tych mizernych porcji, co na początku), panowały nieodpowiednie warunki sanitarne. Szerzyły się choroby, ludzie powszechnie głodowali. W końcowym okresie Belsen przekształciło się w obóz zagłady, który różnił się od innych takich obozów tylko metodą eksterminacji.

Opuszczenie obozu dawało szansę na przetrwanie. Taka szansa trafiła się mojej mamie, jej siostrom i mojej babci, ponieważ posiadały paragwajski paszport. Mam prawie całkowitą pewność, że to za jego sprawą trafiły do Belsen, a nie do komór gazowych. Dzięki niemu wzięły także udział w wymianie. Himmler chciał wymienić tysiące więźniów na Niemców przebywających za granicą, pieniądze oraz sprzęt, ale stawiał tak nierealistyczne warunki, że wymiana objęła tylko kilkaset osób. Wśród nich była moja mama.

Zawsze zastanawiałem się, czym właściwie był ten paragwajski paszport. Zapisano w nim, że moja babcia, Margarethe Wiener, pochodziła z Paragwaju – co w żadnym wypadku nie było prawdą. Z tego, co wiem, moja rodzina nigdy nie miała żadnych związków z Paragwajem.

Prawdę poznałem w tym tygodniu. Już wcześniej wiedziałem, że paszport zdobył przyjaciel mojego dziadka w Bernie, w Szwajcarii. Nie wiedziałem za to – ponieważ nie była to wiedza powszechna – że był owocem brawurowej i efektywnej operacji zorganizowanej przez grupę Polaków w celu ratowania tysięcy Żydów.

Aleksander Ładoś był Przedstawicielem Polskiego Rządu na Uchodźstwie w ambasadzie w Bernie. Grupa zawiązana wokół ambasadora, wraz z pomocą przebywającego na emigracji polskiego polityka i syjonisty, Abrahama Silberscheina, zajmowała się pozyskiwaniem blankietów paszportowych Paragwaju (oraz innych państw południowoamerykańskich) i wpisywaniem do nich danych osobowych Żydów, fałszywie poświadczając tym samym ich paragwajskie pochodzenie.

Na paszporcie mojej mamy znajduje się podpis Rudolfa Hüglego, konsula honorowego Paragwaju w Bernie, który sprzedawał blankiety i podpisywał wypełnione dokumenty. Podobno otrzymywał za to dużo pieniędzy, które zapewniali Abraham Silberschein i Chaim Eiss.

Dość unikalny charakter pisma widniejący na paszporcie należy, jak wyjaśniono mi w polskiej ambasadzie w Szwajcarii, do Konstantego Rokickiego – jednego z członków Grupy Ładosia, do której należeli także Juliusz Kühl i zastępca Ładosia, Stefan Ryniewicz.

Ten nadzwyczajny wyczyn, skryty przez dekady za żelazną kurtyną, był znany tylko niewielu. Teraz jednak wszystko się zmieni. Opracowana została tzw. lista Ładosia, która zawiera imiona i nazwiska tysięcy beneficjentów; wielu z nich przeżyło wojnę. Nakręcono także film dokumentalny, a niedługo ukażą się książki. 

Wiele jeszcze chciałbym wiedzieć, np. jak wyglądała wymiana, w której wzięła udział moja mama. Jednego jestem pewien: moja mama nie przeżyłaby bez pomocy Grupy Ładosia. Trafiłaby do Auschwitz lub do Sobiboru. Być może zmarłaby z głodu lub choroby w ostatnich miesiącach przed wyzwoleniem obozu w Belsen. W noc wyzwolenia z głodu umarła wszakże moja babcia. Polscy bohaterowie zdołali jednak ocalić jej córeczki.

Daniel Finkelstein, publicysta “The Times”

 

Zobacz artykuł na stronie internetowej "The Jewish Chronicle". 

Zobacz także