Franciszka i Józef Sowowie upamiętnieni w Wierzchowisku - Instytut Pileckiego

Franciszka i Józef Sowowie upamiętnieni w Wierzchowisku

Upamiętniliśmy rodzinę, która pomogła grupie Żydów uciec z częstochowskiego getta i udzieliła im schronienia. Po odnalezieniu kryjówki Niemcy zamordowali zarówno ratowanych, jak i ratujących. Franciszka oraz Józef Sowowie osierocili pięcioro dzieci.

Ratowała cała rodzina

Józef i Franciszka Sowowie byli gospodarzami we wsi Wierzchowisko k. Częstochowy. Mieli pięcioro dzieci: Eugeniusza, Irenę, Józefa, Janinę i Piotra. Latem 1942 r. Józef razem z synem Eugeniuszem wybudowali w oborze podziemną kryjówkę; wejście do niej znajdowało się pod żłobem dla konia. Schronienie znalazły tam osoby, którym Józef pomógł wydostać się z częstochowskiego getta: cukiernik Henryk (Hersz) Cukrowski z żoną, złotnik Marian Cukrowski, nieznany z nazwiska krawiec Leon oraz nauczycielka Pola. Możliwe, że ukrywało się tam nawet siedem osób żydowskiego pochodzenia. Wykarmienie tak dużej grupy wymagało wielkiego wysiłku całej rodziny, nawet dzieci pomagały, przemycając żywność przez pobliską granicę ziem włączonych do Rzeszy. Dwukrotnie zostały złapane i pobite przez niemieckich żołnierzy. Przez około rok udawało się chronić ukrywanych.

- Przed świtem 1 września 1943 r. do Sowów przyjechali niemieccy żołnierze. Uderzali w okna, aż je rozbili. Z domu wyszedł Józef, od razu dostał w głowę kolbą karabinu i stracił przytomność. Niemcy wyciągali z łóżek kolejnych członków rodziny. Zaczęli bić ciężarną Franciszkę, która co chwilę mdlała. Nie doczekali się jednak odpowiedzi na pytanie, gdzie są Żydzi i partyzanci – mówi Agnieszka Dąbek, koordynatorka naukowa projektu z Instytutu Pileckiego – Rozpoczęli  więc przeszukiwania zabudowań. Grozili, że jeśli Sowowie nie wyjawią, w którym miejscu ukryli się zbiedzy, wszyscy zostaną rozstrzelani. Wykorzystując chwilę nieuwagi, Franciszka z dwuletnim Piotrem na rękach zawołała córki i zaczęła uciekać. Dziewczynki zdołały się ukryć w lesie, a matka schroniła się u sąsiada Józefa Kalisza w piwnicy na ziemniaki. Żandarmi natychmiast pobiegli za nią i, targając za włosy, przyprowadzili z powrotem – dodaje Agnieszka Dąbek.

Znalezionych w schronie ludzi wraz z Franciszką i Józefem ustawiono pod drzewami. Eugeniusz z Józefem siedzieli w tym czasie w niemieckim samochodzie. Przez okno widzieli egzekucję: naprzeciwko stojących w szeregu stanęli żandarmi, którzy na znak oddali strzały. Jeszcze żyjących dobili. Zabudowania gospodarcze Sowów zostały ograbione i spalone.

Osierocone dzieci zostały rozdzielone. Zaopiekował się nimi stryj Stanisław Sowa, ale ośmioletnią Janinę, mimo sprzeciwu krewnyc,h zabrała rodzina niemiecka, która wychowała ją jako swoją córkę. Rodzeństwo nie miało z Janiną kontaktu aż do 1963 roku, kiedy odnaleziono ją w Hanowerze. Żyła pod zmienionym imieniem i nazwiskiem, była zgermanizowana. Nie pamiętała, skąd pochodzi.

Upamiętnienie w Wierzchowisku

Upamiętnienie Franciszki i Józefa Sowów w ramach projektu Zawołani po imieniu rozpoczęła msza święta w kościele pw. Jezusa Chrystusa Dobrego Pasterza w Wierzchowisku, celebrowana przez ks. Marka Augustyna Jachnę. 

Podczas uroczystości, w imieniu całej rodziny, głos zabrał Eugeniusz Sowa, syn zamordowanych: „Stała się okrutna tragedia, rodzice zapłacili najwyższą cenę za swoje starania. Jako osierocone dzieci doznaliśmy później ogromnego bólu, braku pomocy ze strony społeczeństwa i dalszego prześladowania w czasie pracy przymusowej w Niemczech. Po wojnie heroiczny czyn naszych rodziców pozostał żywy jedynie w naszej pamięci. Dla innych zatarł się w ogromie ofiar wojny. A przecież nasi rodzice wykazali się najwyższym stopniem człowieczeństwa. Ich postawa wpisuje się w ideały jakie powinny przyświecać każdemu z nas i w każdych czasach bez względu na stan wojny czy pokoju. Dzisiaj po 77 latach nadszedł dzień przywołania pamięci o naszych rodzicach i ich szlachetnym czynie". 

W trakcie odsłonięcia tablicy umieszczonej na kamieniu, który stanął tuż obok mogiły, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Magdalena Gawin, inicjatorka projektu Zawołani po imieniu, zaapelowała do społeczności lokalnej: „Bardzo bym chciała aby to upamiętnienie nie było końcem, ale początkiem czegoś dobrego. Pamiętajcie o bohaterach lokalnych. Starajcie się uczyć dzieci o wydarzeniach z ich rodzinnych okolic. Trzech synów jest teraz z nami. Dziękujemy za pielęgnowanie pamięci o rodzicach”.

Wszyscy zebrani uczcili minutą ciszy Franciszkę i Józefa Sowów, Henryka Cukrowskiego z żoną, Mariana Cukrowskiego, nieznanego z nazwiska krawca Leona, nauczycielkę Polę, a także wszystkich innych obywateli polskich: Żydów i Polaków, zamordowanych w czasie okupacji niemieckiej.

Współorganizatorami wydarzenia, prócz Instytutu Pileckiego na czele z dyrekcją, dr. Wojciechem Kozłowskim oraz Anną Gutkowską, byli starosta częstochowski Krzysztof Smela oraz wójt gminy Mykanów Dariusz Pomada.

Zobacz relację z uroczystości:


Projekt Zawołani po imieniu został nominowany do nagrody Wydarzenie Historyczne Roku 2019 w kategorii „Wydarzenie”. Nominacje ogłoszono w poniedziałek 1 czerwca. Do końca miesiąca trwa internetowe głosowanie, które wyłoni zwycięzców w trzech kategoriach.

Plebiscyt Wydarzenie Historyczne Roku organizowany jest przez Muzeum Historii Polski już po raz 13. Obecna edycja przygotowana została we współpracy z portalem historia.org.pl oraz Muzeum Łazienki Królewskie. Przez cały czerwiec na stronie http://whr.muzhp.pl/#vote można głosować na nominowane projekty. Zwycięzców poznamy we wrześniu.